REKLAMA

Grypa ptaków atakuje na Mazowszu

Redakcja - Zwierzęta
04.12.2020
Lubię to
Lubię to
0
Super
Super
0
Haha
Haha
0
Smutny
Smutny
0
Szok
Szok
0
Zły
Zły
0
chat-icon 0

Mamy drugie ognisko grypy ptaków w Polsce. Tym razem wirusa wykryto w województwie mazowieckim w powiecie siedleckim, na fermie indyków.

fot. Fotolia
REKLAMA

Mamy drugie ognisko grypy ptaków w Polsce. Tym razem wirusa wykryto w województwie mazowieckim w powiecie siedleckim, na fermie indyków.

W gospodarstwie, w którym stwierdzono chorobę, utrzymywano 117 108 indyków rzeźnych. Próbki do badań laboratoryjnych zostały pobrane w związku ze zgłoszeniem przez hodowcę 1 grudnia 2020 r. zwiększonej śmiertelności stada. Gospodarstwo położone jest w miejscowości Nakory, w gminie Suchożebry, w powiecie siedleckim, w województwie mazowieckim.

Następny przypadek grypy ptaków w Polsce oznacza pogłębienie kłopotów polskiego drobiarstwa, które i tak jest w złym stanie ze względu na epidemię koronawirusa. Ucierpi głównie nasz eksport. Już niektóre kraje trzecie wstrzymały import produktów drobiarskich z Polski. Należy oczekiwać dalszych restrykcji handlowych – ocenia Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz.

Osiem na dziesięć eksportowanych z Polski kilogramów drobiu trafia do Unii Europejskiej, która w przypadku grypy ptaków wstrzymuje import drobiu jedynie z relatywnie niewielkiego obszaru wokół ogniska wirusa czyli stosuje „regionalizację”. W związku z tym skuteczne wstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa pozwoli uratować sprzedaż do naszych najważniejszych odbiorców. Niestety władze państw trzecich prowadzą odmienną, nierzadko nieprzewidywalną, politykę i często nie uznają zasady regionalizacji, a blokują eksport z całego kraju.

- Mimo mniejszego udziału w polskiej sprzedaży eksportowej odbiorców z państw trzecich, w obecnej sytuacji, gdy mamy nadwyżki towaru na rynku w postaci pełnych mroźni i w dalszym ciągu nie działa handel z HoReCa, odbiorcy spoza obszaru celnego UE byli dla nas jedyna szansą na „wypychanie towaru” z rynku wewnętrznego. Jeśli grypa ptaków zamknie polskim eksporterom ten kierunek sprzedaży to będziemy w opłakanej sytuacji. Taki scenariusz może się okazać szczególnie bolesny dla krajowych eksportów piskląt jednodniowych, jaj wylęgowych i mięsa drobiowego. Ewentualna utrata rynków globalnych będzie oznaczała przekreślenie szans na jakąkolwiek sprzedaż, nawet ze stratą - komentuje Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.

Rosnąca liczba zakażeń HPAI na terytorium coraz liczniejszej grupy państw Wspólnoty może skutecznie ograniczyć eksport drobiu i jaj na rynki światowe z całej Unii Europejskiej na co najmniej trzy miesiące. Już jesteśmy świadkami blokowania importu drobiu żywego, jaj wylęgowych i produktów drobiarskich z państw unijnych przez władze krajów trzecich. Na odpowiedzialne prognozy jest jeszcze za wcześnie, jednak nie można lekceważyć prawdopodobieństwa nagłego pojawienia się „nowych” szoków podażowo – popytowych w skali europejskiej, ale i globalnej. Poddając analizie odczuwalne aktualnie zdarzenia, należy zauważyć, że kłopoty z HPAI dotyczą niemal wszystkich największych producentów drobiu i jaj w Unii Europejskiej. Przecież na liście „państw z HPAI” mamy już, poza Polską, kraje: Wielka Brytania, Holandia, Niemcy, Belgia, Francja, Włochy, Chorwacja, Słowenia, Irlandia, Dania, Szwecja. Co więcej, już najwięksi odbiorcy mięsa drobiowego z Europy spośród krajów trzecich, jak Filipiny i Ghana, zablokowały część rynków europejskich, między innymi kluczowego tradera jakim jest Holandia.

Jakie dodatkowe szkody wirus grypy ptaków wyrządzi polskiemu rolnictwu oraz przemysłowi drobiarskiemu będzie zależał od samych hodowców. Teraz kluczowe jest stosowanie najbardziej rygorystycznych praktyk bioasekuracyjnych jakie są możliwe. Tylko odpowiednio roztropne zachowanie hodowców może negatywne następstwa pojawienia się wirusa w Polsce ograniczyć do minimum. Można to jednak uznać za marne pocieszenie, ponieważ nawet przy ograniczeniu negatywnych skutków grypy ptaków, sytuacja polskiego drobiarstwa będzie wciąż dramatyczna z uwagi na epidemię COVID – 19.W tym kontekście należy wskazać, że na krajowym rynku drobiarskim mamy do czynienia z dramatycznym spadkiem przychodów ze sprzedaży eksportowej a hodowcy zmuszeni są sprzedawać żywiec w cenach, których nie pamiętają najstarsi drobiarze – znacznie poniżej progu opłacalności!

Z analiz przeprowadzonych przez Krajową Izbę Producentów Drobiu i Pasz wynika, że polskie firmy prowadzą „wyniszczającą grę z rynkiem”. Sprzedają niemal tyle samo mięsa co w zeszłym roku (mniej o 2,6 proc.), ale po zdecydowanie niższych cenach (średniorocznie o niemal 11 proc.).Taka sytuacja jest konieczna, aby pozbywać się nadmiaru mięsa, którego w zakładach drobiarskich jest o wiele za dużo. W efekcie do naszych najważniejszych partnerów (Niemcy, Wielka Brytania, Francja) sprzedajemy nawet więcej niż rok temu o tej porze, ale istotnie taniej!

Boimy się, że powyższe statystyki pokazują jedynie wierzchołek góry lodowej. Zastanawiamy się na ile zasobów finansowych (swoich i obcych) mają firmy drobiarskie, aby sprzedawać ze stratą. Ujemne marże na sprzedaży zagranicznej ma – zdaniem KIPDiP – większość zakładów. Z ekonomicznego punktu widzenia warte odnotowania wydaje się to, że rynek rozpoczął proces samoregulacji, tzn. że niektóre ubojnie nie chcą żywca. Analogicznie, producenci nie chcą odbierać piskląt, a wylęgarnie jaj. To zjawisko na razie dotyczy jednak tylko mniejszych i średnich uczestników rynku. Te decyzje powodują jednak zatory płatnicze oraz postępującą dysfunkcyjność rynku.

Przypominamy, że głównym powodem kłopotów polskiej branży drobiarskiej jest COVID – 19. Problemy gwałtownie zaczęły narastać pod koniec pierwszego kwartału tego roku gdy państwa europejskie zadecydowały o ograniczeniu działalności sektora HoReCa, czyli gastronomi, hoteli, cateringu i wszędzie tam gdzie drób nie jest sprzedawany jako produkt detaliczny a jest wykorzystywany w przemyśle spożywczym.

KIPDiP zwraca uwagę na fakt, że polskie drobiarstwo mięsne pracuje na dwóch równorzędnych silnikach: konsumpcji wewnętrznej i eksporcie. Aby równoważyć podaż mięsa na rynku wewnętrznym, około połowa wyprodukowanego w Polsce mięsa musi wyjechać na eksport. To uzależnienie od eksportu z jednej strony przez lata było kluczowym czynnikiem wzrostu ale – paradoksalnie – okazało się największym zagrożeniem. Co udowodniła nam sytuacja związana z COVID – 19. Konsekwencją tak dużego uzależnienia od eksportu jest generowanie dodatkowego nawiasu podażowego na rynku wewnętrznym w przypadku negatywnych szoków popytowych, z czym mamy właśnie do czynienia w czasie pandemii.

(rpf) jp / Źródło: KIPDiP

100 chat-icon 0

REKLAMA

Polecane

Komentarze (0)

Zaloguj się lub załóż konto, Twoja nazwa zostanie automatycznie przypisana do komentarza.

Zamieszczając komentarz akceptujesz regulamin


REKLAMA

Zobacz więcej

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA